Włochy - wzdłuż zachodniego wybrzeża część 4

Kolejny dzień naszej włoskiej wycieczki to ucieczka od miejskiego zgiełku i tłumów. Rano wybraliśmy się nad Lago di Bracciano - niemałe jezioro wulkaniczne o głębokości do 165 m (to około 60 m więcej niż nasz rodzimy rekordzista - Hańcza). Tam pospacerowaliśmy nieśpiesznie (włoski klimat się udzielił :) ) urokliwymi uliczkami mieściny Anguillara Sabazia, gdzie zakupiłam  kapelutek (włoskie słońce też się mocno udzielało) za... uwaga, uwaga...całe 2 EUR (z poprzedniego wpisu dowiedzieliśmy się, że pod Koloseum kapelusze sprzedawane są po 40 EUR!).

IMG_1097jpg
Jeszcze bez kapelutka
IMG_1104jpg
Już w kapelutku

Następna na liście była miejscowość Bracciano, gdzie dopadł nas mały głodek na małą pizze. Udaliśmy się do Pizza In, gdzie zamówiliśmy po kawałku pizzy na wynos. Czekając na swoje zamówienie nabraliśmy uzasadnionych podejrzeń czy aby na pewno dogadaliśmy się z obsługą, bo na naszych oczach zaczęło powstawać pizza wielkości stołu! Obawialiśmy się, że będziemy ją jeść do końca naszej wycieczki i już nie spróbujemy żadnych innych włoskich specjałów! Na szczęście okazało się, że to monstrum powstaje, by zalec na ladzie jako gotowa pizza, z której obsługa wykrawa nożyczkami po kawałku dla głodnych gości. Zabraliśmy nasze zamówienie na Piazza IV Novembre i spałaszowaliśmy z wielką przyjemnością. Po lunchu podjechaliśmy na kolejny spacer po uroczym Trevignano Romano a następnie do miejscowości, która okazała się być moim ulubionym punktem wycieczki - Tuscania (do końca XIX wieku miasto znane było jako Toscanella). 

Wszystko tu było cudne począwszy od miejsca naszego noclegu - małego mieszkanka wciśniętego w róg kamienic, którego jedyne okno znajdowało się w... drzwiach, które to otaczał pięknie pachnący jaśmin. 

IMG_20190617_194635jpg
Drzwi i okno naszego lokum

Nasza gospodyni poleciła nam miejsce gdzie możemy zjeść kolacje - Il Terziere di Poggio Fiorentino. Z restauracji widać było pięknie podświetlony kościół na pobliskich wzgórzach, na wskroś włoski kelner łamaną angielszczyzną próbował tłumaczyć nam składniki poszczególnych dań z menu posługując się "skalą prosciutto" (tzn. dana szynka była "bardziej" lub "mniej" prosciutto :) ), wino przyjemnie chłodziło... po prostu bajka..  

IMG_1110mjpg
Pychota

Miasteczko jest małe, otoczone murami. Uliczki są tak wąskie, że nie mieszczą się tam samochody. O zmroku zapalają się delikatne lampy. Turystów ciężko tu spotkać. Jedynie pojedyncze osoby snują się między kamienicami. Długo tak spacerowaliśmy zachwycając się klimatem tego miejsca. Na chwile przed zamknięciem lokalu wstąpiliśmy jeszcze do Il Trebbo na lampkę wina - kelnerka i kucharze tak się ucieszyli, że nie chcemy zamawiać posiłku, że porcja wina była bardzo słuszna i jeszcze dostaliśmy ciasteczka w gratisie :) Idealne zakończenie dnia.

IMG_1117jpg
Uliczka o zmroku

Następnego ranka udaliśmy się na plażę (Spiaggia Lunga) w okolicy Porto Ercole. Fragment, który wybraliśmy znajduje się w zatoczce. Dostać można się tam jedynie z morza lub z lądu schodząc po bardzo stromym zboczu. Plaża jak i dno są kamieniste, a woda bardzo słona - jeżeli ktoś nie znajdzie sobie wygodnego miejsca do leżenia na plaży to przy tym zasoleniu wyporność wody jest tak duża, że spokojnie można leżeć na wodzie. O dziwo można wypożyczyć tam parasol co przy włoskim słońcu jest koniecznością.

IMG_1123jpg
Spiaggia Lunga

Na koniec dnia wybraliśmy się do Grosetto, gdzie zarezerwowany mieliśmy kolejny nocleg. Po doznaniach dnia poprzedniego to miejsce nie wywarło na nas dużego wrażenia. Stara część miasta również jest otoczona murami, ale wszystko sprawie wrażenie "powiększonego".. Więcej turystów, większe uliczki, więcej hałasu... Zapewne, gdybyśmy odwiedzili to miejsce przed Tuscanią to wzbudziło by więcej zachwytu. Zjedliśmy dobry obiad w Al Posto Accanto, wieczorkiem udaliśmy się na piwko, a rano ruszyliśmy dalej w poszukiwaniu wampirów ;)

IMG_20190618_210300jpg
Grosetto

cdn..

Termin wycieczki: czerwiec-lipiec
Czas trwania: 9 dni
Budżet: średni